Popołudnia spędzam z łopatką w dłoni, konewką i w kwiecistych ogrodniczych rękawiczkach. Pośród bzyczenia pszczół i trzmieli ochoczo zwiedzających przybytki kwiatów. Ja pośrodku tego barwnego ruchliwego spektaklu, oświetlona wielką lampą słońca mam swoje małe zadania.
A to ratuję po kolei krzaczki stokrotek i niezapominajek, zagrożone zbliżającą się budową warsztatu męża i instalacją oczyszczalni, a to dosiewam goździki brodate i onętki, a to szukam w trawie zagubionych siewek rudbekii, a to podlewam bratki i pelargonie w doniczkach…
Wciąż jest coś do zrobienia, do ocalenia, do ulepszenia. Nawet jeśli jest to praca tak mała, że zauważają ją tylko mrówki nieodłącznie mi towarzyszące.
I Ktoś jeszcze widzi. Czuję Jego wzrok przenikający.
Ten, Który nie przeoczy niczego. Nawet mego drgnienia powiek, cóż dopiero nadgarsków poparzonych pokrzywą i podrapanych dłoni. Wszystko policzy, doda, doceni.
Staram się naśladować Jego uważność, być spostrzegawcza. Docenić wysiłek hiacynta, który nieopatrznie przygnieciony kamieniem, jednak – klucząc ku światłu – wydostał się i zakwitł. Odepchnąć kamień, uratować kwiat, podeprzeć krzywą łodyżkę.
Podziękować za kolory tulipanów, które widziane pod słońce, przepuszczają światło jak witraże. Za pomponiastość stokrotek, za kępki szczypioru, które wyrosły w najmniej spodziewanym miejscu, za wędrujące fiołki, staruszki jabłonie obsypane pączkami rumianymi jak policzki młodych dziewcząt, kobierce szmaragdowej trawy przetykane słońcami mleczy…
Moje popołudnia są splecione jak wianek z prac małych i wielkiej modlitwy uwielbienia i nie sposób powiedzieć, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie.
Najpiękniejsza kompozycja florystyczna.
Dziękuję za ten wpis… Dziś siedziałam w moim malutkim ogrodzie i czułam to samo.
Ale ty o wiele lepiej ubrałaś w słowa 🙂
myślę, że w maju to nie kwiaty są najpiękniejsze Riv, a właśnie myśli, które snują się nam w głowach i wdzięczność, która sączy się z serca.
Nasz ogródek (też malutki) chwilowo w niebieskiej mgiełce (niezapominajki). A na onętki mówi się u nas kosmosy. Kwiaty „z urzędu” przeplatają się z tzw. chwastami (bluszczyk kurdybanek, jasnota purpurowa, mlecze rzecz jasna). I też tak drepczę od kępki do kępki… albo na chwilę „osiadam”. Tak mogłoby być w niebie.
Tak, kosmosy albo motylki. Są piękne, ale na razie trzeba je posiać i czekać:) Też nie walczę zbyt zaciekle z chwastami. Wiele z nich jest też po prostu pięknymi roślinami. Wystarczy tylko lepiej się im przyjrzeć. A kurdybanek to nawet lekarstwo.