– Wiem, że Bóg wie, że o Nim myślę, że On wie, że o Nim myślę, że On wie, że o Nim myślę… i tak ciągle – mówi Laurka, gdy tłumaczymy jej wspólnie termin „mistycyzm”.
* * *
– Mamo, ja nie mogę tak siedzieć i nic nie robić – tłumaczy mi najstarsza córka przez komunikator, a w jej oczach lśnią już pierwsze krople rosy wzruszenia – Ja muszę tam jechać, bo sumienie mi mówi, że za mało pomagam.
Zakłada mundur i jedzie na granicę pomagać cały dzień.
* * *
– I uważaj na ten kwiatek, żeby go nie zgnieść – mówię do syna pokazując mu mały hiacynt jeszcze w pączku, który dla bezpieczeństwa zapakowałam w garnek.
Syn i mąż wynoszą do auta kołdry, poduszki, naczynia, mikrofalówkę, sztućce, obraz Maryi… wszystko dla naszych przyjaciół, którzy uciekli ze Lwowa i teraz są w Lublinie.
– Kwiatek – komentuje pod nosem syn – Produkt pierwszej potrzeby – mówi z ironią.
– Synu, nawet nie wiesz ile można dać ludziom nadziei i ciepła takim jednym zwykłym kwiatkiem – tłumaczę.
* * *
– To wciąż działa – mówię wieczorem do męża.
– Co? – pyta.
– Jak byłam mała i gdzieś się zraniłam i bardzo bolało, wbijałam mocno paznokieć w ciało w innym miejscu. I ten nowy ból znosił siłę tego pierwszego.
To wciąż działa.
Wojna sprawiła, że zapomniałam o twojej chorobie, o tomografii. To jest teraz taki nikły ból w porównaniu z tragedią wojny.
* * *
Kiedy wszyscy zasną, dom ucichnie, wymykam się spod kołdry, zapalam świecę w salonie i kładę się krzyżem na podłodze błagając Go o ratunek dla Ukrainy. A On pokazuje mi swoją olbrzymią ranę na ramieniu. Prawie zupełnie nieznaną, nieopłakiwaną, ukrytą.
I tak trwamy oboje, głęboko zranieni.
Kiedy co dzień przyjmuję Jego Ciało, mówię: „nakarm tym Chlebem tych, którzy umierają teraz z głodu w Mariupolu, oddaj im ten Chleb, Który właśnie mi dałeś”.
* * *
Każdego ranka budzę się z tą szaloną nadzieją…
Wyobrażam sobie tę piękną chwilę: przychodzi mój mąż, całuje mnie na „dzień dobry” i mówi cicho: Rut, wojna się skończyła.
* * *
Wiem, że On wie, że ja wiem, że On wie…
Kiedyś z tych kawałeczków rozbitego czasu wojny ułoży piękny witraż.
Wiem.
Rury, Pozdrawiam Najstarszą i Dusia. Ich też kocham, nie tylko Lalcię 😉
*Rutt
💙
Jeśli ta rodzina ze Lwowa, która jest w Lublinie potrzebowałaby jakiekolwiek pomocy, daj proszę znać
Dobrze Aniu. Na razie chyba wszystko mają. Poza możliwością powrotu do ojczyzny:(