Dzwoni młodszy pomocnik świętego Mikołaja.
– Mamuś, pokażę ci co kupiłam – mówi i prezentuje do okienka viber.
– Płyta z Chopinem dla ciebie, dwa krążki za 20 zł.
– Super – zachwycam się – Tyle słuchania za tak tanio!!!
– A tu dla Hani – Louis Timlinson. – pokazuje Ala – Niestety ta za 50 zł.
Wciąż są na świecie rzeczy, które nie śniły się filozofom;)
Dwadzieścia kilka szopenowskich utworów najwyższego lotu za 20zł i parę piosenek współczesnego idola młodzieży za dwa razy tyle.
Sztuka sięgnęła bruku:)
Jak sam fortepian Chopena:(
* * *
– A wiesz mamo, że moja klasa nie wie kto to jest Grechuta? – zagaja innym razem Nusia – Pani od polskiego puściła nam tę piosenkę : Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę…
a oni powiedzieli, że pierwszy raz słyszą;)
* * *
– A dziś pani mówiła o pobudkach naszych czynów, a ludzie z klasy nie rozumieli co to są „pobudki”:) – jeszcze innym razem przy niedzielnym obiedzie, też Nusia licealistka.
– Pamiętam – włącza się Ala wspomnieniowo – jak na próbnej maturze prawie nikt nie wybrał tematu o zwyczajach i konwenansach w Polsce, bo prawie nikt nie wiedział co to są te „konwenanse”:)
Tu zwyczajowo przypominamy najświeższą historyjkę maturalną, gdy kolega Adasia sądził, że Stach i Wokulski to dwie różne postaci i to przekonanie wielokrotnie zamieścił na łamach swej rozprawki;)
No i kardynał:) z papieżem nawet;)
… czyli współczesna kultura i sztuka.
Ale nie przeraża mnie to. Po 17 latach uczenia już w zasadzie jestem uodporniona i patrzę na wiele rzeczy ze zdrowym dystansem.
Nie powtórzę też zdania wyrytego pismem klinowym 4 tysiące lat temu:
Młodzież się stoczyła na dno i bliski jest koniec świata. 🙂
Ale skrzypiąca rzeczywistość śmieszyć będzie mnie zawsze:)
Pamiętam taką sytuację w liceum, na chemii. Byłam na mat-fizie, więc na szczęście oszczędzono nam trudnych chemicznych zadań na rzecz spraw bardziej przydatnych :). Któregoś dnia mieliśmy chemię jako ostatnią, trochę już przysypialiśmy, a pani nauczycielka produkowała się o chemii w środkach czystości. I kiedy zaczęła mówić o tym, że w razie gdyby zatkała się toaleta, to trzeba wrzucić Kreta, to jeden z kolegów nagle się ocknął, zbladł i z głębokim szokiem na twarzy bardziej krzyknął niż spytał:
-Ale żywego?!
Nie każdemu było dane poznać w domu techniki odtykania rur 🙂
Znajomi studenci medycyny świętowali urodziny jednego z nich. Solenizant odpakowuje prezent i woła: „O, album o Krecie!”. Kolega zagląda mu przez ramię i pyta: „anatomia czy fizjologia?”
Tyle w sprawie kreta 😀
Każdy wydział i kierunek ma swoją własną nowo- mowę i kody językowe:)
U nas w rodzince, gdy ktoś wspomni krecika, niemal zawsze kończy się to chóralnym, rzewnym okrzykiem:
– Kecik nie ma ciapy!!!😁
Bo Adaś w maleńkości bardzo przeżywał losy krecika, zwłaszcza to, że zimą biedak nie miał czapki😉
Taki nasz rodzinny kod:)
no i rozweseliłaś mnie Marto na cały dzień:) Muszę to sprzedać rodzince. I chyba muszę napisać zbiór takich historyjek, bo nie znać ich, to niepowetowana strata dla ludzkości😁
O!!! Jak znam moich uczniów, to myśleliby, że „niepowetowana” to ” nie owinięta watą” 😉
Ze szkoły podstawowej pamiętam fragment czyjejś klasówki, który wstrząsnął nauczycielką: „Piłsudski wkroczył do Warszawy od strony Czechosłowacji”. A co do Stacha i Wokulskiego, to nawet się nie dziwię: Stach taki kochany i dobry, a Wokulski to ten podejrzany nuworysz z czerwonymi łapami!
Oj, takich „ptaszków” w sprawdzianach na pęczki:) Gdy sprawdzam, cała rodzinka tarza się ze śmiechu😁