Moczę delikatnie malutki pędzelek w farbie. Brąz wymieszany z grafitem cienką smugą nanoszę na obrys tęczówki.
– Matko – mówię cichutko – niech Twoje powieki nigdy się nie zamykają, niech Twoje oczy dzień i noc czuwają nad moim narodem.
Pochylam się jeszcze mocniej nad jasną twarzą o ciemnych oczach.
Modlę się, a mój smutek i troskę zatapiam w Jej spojrzeniu. Modlę się za chorych, za rozbite rodziny, zagubionych, umierających, uchodźców, ocean ludzi i spraw, które wezbraną falą zalewają moje serce …
Spod pędzla wyłaniają się źrenice, rzęsy, krople światła w oczach. Powoli, w rytmie mojej modlitwy. Słowo po słowie, kreska po kresce.
– Namaluj Rut dla mojej córeczki obrazek Maryi do jej nowego pokoju – poprosiła mnie siostra Amelia.
Więc maluję.
Długo szukałam tego oblicza czystego i jasnego. Tkliwego i słodkiego. Takiego dla kilkuletniej niewinnej dziewczynki.
I znalazłam.
Zarysy w innych obrazach, głębię w modlitwie.
Mieszam na palecie czerwień, żółć, odrobinę brązu i bieli. Nawet w tym geście jest coś z modlitwy. Kontemplacji.
– Matko – szepczę znowu, dotykając obrazu – proszę, niech Twoje usta nie milkną, dzień i noc niech płynie twoja modlitwa za mój naród, ubłagaj Twego Syna o ratunek dla swych dzieci.
Spod pędzelka wyłaniają się płatki ust. Jak płatki róży.
Kiedy malujesz kogoś, kogo kochasz to jakbyś głaskał go po policzku. Z czułością.
Niepokalana delikatnie się uśmiecha.
A do mojego serca spływa strużka pocieszenia.
– Przecież jestem – zdaje się mówić młodziutka Maryja w białym welonie.
Jasna twarz lśni jak gwiazda na grafitowo – niebieskim tle.
Tak, jest noc. Coraz ciemniej.
Ale Niepokalana też jest.
Żadna noc nie zniweczy Jej blasku.
Żadna moc nie zniweczy Jej czystości.
Żadna siła nie odwróci Jej serca od nas.
– Przecież jestem – mówi z głębi naszych nocy.
Jaka piękna… Piękna i z charakterem 🙂
Piękny obraz.
Dostałaś wspaniały dar, Rut. Swoimi obrazami przekazujesz „motywy życia i nadziei”.
Tak, to dar. Obym Go nie zawiodła.
Pięknie Ją namalowałaś, Ruttko <3