Księga rodzinna:)

 

Trochę mam mało czasu na pisanie, bo w każdej wolnej chwili…piszę:)
Czyli klasyczne masło maślane.


Przede mną wielkie dzieło, prawie życiowe, bo oto – ku aplauzowi calej rodzinki – postanowiłam zebrać wszystkie zeszyciki, notatniki, karteczki, karteluszki, przejrzeć wszystkie marginesy i notatki, rysunki, wytwory myśli i uczuć i spiąć to wszystko w jedno dzieło. Tytuł wciąż nieznany, ale księga już zapowiada się na grubą, bo udało mi się zapisać w Wordzie 300 stron, a z wyciąganych wciąż szpargałów wysypują się jak grzyby po deszczu kolejne opowiastki z bujnej historii naszej rodzinki.
Przewiduję kolejne co najmniej 100 stron:)
Oczywiście księga tylko w 2 egzemplarzach powstanie – dla nas i dla dziadków.

Zainspirowała mnie ostatnia książka Musierowiczowej – wielki buch pełen rodzinnych historyjek, dykteryjek, zdjęć i rysunków.

*  *  *



Tonę w kartkach i trwodze, ale wiem, że to będzie prawdziwy skarb dla przyszłych pokoleń, więc nie ustaję;)
Za każdym razem, gdy przepiszę parę hektarów księgi, Lalcia i Hania łaszą się żeby przeczytać. Zasiadają obok mnie, kładą się pokotem i czytam póki nie ochrypnę:)
– Dziękuję ci, że jesteś taka – szepcze po jednej z takich wieczornych czytanek mężulek – tyle lat to spisywałaś, zbierałaś. Jesteś niesamowita. – kadzi.
🙂


A ja myślę, że to nasze życia są niesamowite, moje, Wasze, nasze.
To historie rodzinne są najpiękniejszymi kartami historii świata. Niczym przy nich życiorysy sławnych wodzów, opisy podbojów świata, rewolucji i wynalazków wiekopomnych.
To rodzina jest największym wynalazkiem, zdobyczą cywilizacji i zwycięstwem nad chaosem usiłującym zawłanąć ziemią. Dlatego warto o niej pisać i dać w ręce potomnym.

I dlatego to robię, gubiąc resztki oczu:)

Jeśli będę tutaj mniej nieco, wybaczcie.
Spieszę się żeby zdążyć przed Bożym Narodzeniem. A to już tuż, tuż…



 

O ruttka

Szczęśliwa żona od 23 lat, mama czwórki dzieci, w tym dwójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na Księga rodzinna:)

  1. kawusiowa pisze:

    Ależ jak to dwóch?! To stanowczo za mało!
    Musi być jakiś sposób, żeby to właśnie dobre książki się rozchodziły…

    • ruttka pisze:

      Kawusiu, to po prostu rodzinne historyjki, tyko my będziemy je kochali, wzruszali się nimi i płakali ze śmiechu:) Wczoraj Alusia omalże nie skonała tak śmiała się z rysunków, które produkowali jako dzieci w wielkiej ilości.

  2. mama+trójeczki pisze:

    Przepiękny pomysł! Kibicuję Ci z całego serca:)
    Ja też od lat zapisuję na bieżąco naszą codzienność. Gromadzę to w segregatorach. Każdy z nich to jeden rok, ale uwaga – nowy segregator zaczynam zawsze od 1 września. Mąż śmieje się ze mnie i z tego belferskiego nawyku.
    Życzę owocnego spisywania jedynej, wyjątkowej historii Waszej Rodziny!

  3. ruttka pisze:

    To jesteś naprawdę urodzonym belfrem mamo trójeczki;) U nas w rodzince dzień 1 września traktujemy jak jakiś dzień katastrofy narodowej:) A segregatory nieznośnie kojarzą mi się z mianowaniem i dyplomowaniem:) Choć ostatnio zawzięłam się i wepchnęłam w jeden taki wszystkie dyplomy naszych dzieci. Jest ich chyba z milion, więc słowo „wepchnęłam” jest najbardziej adekwatne😁
    Ale dzięki temu, że masz to wszystko uporządkowane, będziesz miała łatwiej, gdy i Ty zabierzesz się za pisanie Księgi rodzinnej🌸

  4. mama+trójeczki pisze:

    Ruttko, jak ja Cię rozumiem, gdy piszesz o mianowaniu i dyplomowaniu. To drugie robiłam dopiero rok temu i bardzo, bardzo cieszę się, ze to za mną. Zawsze jednak też będę wdzięczna koleżance z pracy, która namówiła mnie na ten krok. Nazywam ją matką chrzestną mego dyplomowania:) A oto co robiła: mówiła mi z ogniem w oczach – zrób to dla pieniędzy!
    Uściski i powodzenia w dalszej kronikarskiej pracy:)

  5. ruttka pisze:

    🙂 tak, bo ostatecznie zdrowy rozsądek zwycięża i robi się to dla pieniędzy, choć cały proces jest trochę upokarzający i pozbawiony sensu. Ja chyba z 3- 4 lata temu. Wymazałam to z pamięci😁

    • Alicja M.M. pisze:

      Parę lat temu dokonałam prywatnego „kopernikańskiego” odkrycia: czemu tak męcząca jest ta cała biurokracja (też mam na myśli tę w szkolnictwie, ale pewnie innej to również dotyczy). Nie dlatego, że taka trudna i nawet nie o ilość chodzi. Właśnie bezsens męczy, po prostu. (Choć… jak widać nie wszystkich, skoro co jak co, ale biurokracja rozrasta się kwitnąco).

  6. ruttka pisze:

    masz rację Alicjo – bezsens męczy najbardziej. Człowiek jakoś tak pięknie jest zaprogramowany, że pragnie sensu, chce żeby to co robi rzeczywiście było przydatne, potrzebne, przynosiło owoce, a nie zalegało stertami w segregatorach i kurzyło się.
    Śmieję się, bo oglądam sterty rysunków moich dzieci, a wiele z tych dzieł jest narysowanych na odrotnej stronie „wielce ważnych” papierzysk szkolnych😁 I w taki to cudowny sposób nadaliśmy im i sens i użytek;)

    • Alicja M.M. pisze:

      Dawno temu czytałam książkę o polskich dworach szlacheckich i były tam m.in. urocze cytaty z poradnika (bardzo praktycznego, kobiecego autorstwa) dla młodej pani domu. Wspomniano m.in. (nieoczywistą wówczas) kwestię cichego zakątka, w którym kosz z papierzyskami będzie, hmm, mocno użyteczny… choć nie w kategoriach piękna ten użytek, zdecydowanie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *