Bóg daje nam takich przyjaciół.
Nigdy ich nie spotkaliśmy, nigdy nie widzieliśmy i nigdy nie rozmawialiśmy z nimi, a jednak … są przyjaciółmi.
Kiedy zetkniemy się z wzmianką o nich, ich zdjęciem, książką, wiemy, że to nie przypadek. Dają nam subtelne znaki podobne muśnięciom skrzydłem motylim, przypominają o sobie nienachalnie lecz uparcie. Aż w końcu zawiąże się nić między nami a nimi.
Wtedy mogą nas prowadzić, bo po to zostali posłani. Jak po nitce, prosto do Niego:)
Mam paru takich przyjaciół, niektórzy są już oficjalnie uznani za świętych, inni jeszcze nie. Nie przeszkadza mi to specjalnie.
Jedna z nich jest Gabriela, moja francuska przyjaciółka:)
Jej wrażliwość, sposób odbierania świata, dobór słów, wyczulenie na piękno, a nawet jej upadki i wady charakteru sprawiają, że czuję jakby była moją siostrą. I jej miłość do Jezusa, bo miłości do Niego jest miliony odcieni. Jej odcień miłowania leży tak blisko mojego, że rozumiem w lot nie tylko, to co mówi, ale też to o czym nie mówi. Bo przecież niektórych rzeczy nie da się wypowiedzieć w naszej mowie. Ani w języku polskim, ani francuskim. Tylko brzemienna cisza wyraża najgłębsze.
* * *
Poznałam ją parę lat temu. Trzy, może cztery. Zupełnie przez przypadek. Ktoś mi podarował trzy tomy wydrukowanych jej osobistych notatek i rozmów z Jezusem.
– To nie mój styl, nie dla mnie – powiedział darczyńca – Jak chcesz, to weź sobie.
Nie ten odcień miłości. To normalne, że czasem to nie ten odcień, który rozumiemy.
A ja od pierwszych przeczytanych słów wiedziałam już, że zrozumiemy się z Gabrielą.
Przekonuję się o tym codziennie, bo jej książeczki leżą na moim nocnym stoliku i co dzień otwieram jedną z nich, by przeczytać choć parę zdań. Zakonnicy nazywają to lekturą duchową, ja – duchowym śniadaniem.
Oto jedna z moich przyjaciółek, Gabriela Bossis – francuska aktorka żyjąca jak najbardziej światowym życiem i – jeszcze bardziej kwitnąca do wewnątrz światem niedostrzegalnym dla ludzkiego oka.
Jedna z tych, którzy wyjdą mi naprzeciw, gdy – ufam – dojdę do Jego Królestwa.
To cudowne, że tyle tych odcieni miłości i tyle możliwych przyjaźni też… Mnie Gabrielę podsunęła (trzydzieści kilka lat temu) ukochana wychowawczyni, ale to właśnie nie był „mój odcień”, zdecydowanie. Natomiast kiedyś, też w młodości, otworzyłam w księgarni malutką książeczkę Jeana Guittona (nazwisko nic mi wówczas nie mówiło)… i zyskałam francuskiego przyjaciela. (Jeszcze wtedy był po tej doczesnej stronie).
Coś mi to nazwisko mówi Alicjo, ale muszę doczytać:)
Tak, zawsze Bóg daje nam przyjaciół w podobnym odcieniu. Choć bywa, że my ten odcień dopiero w sobie odkrywamy:)
Po półtora roku powolnej, opornej lektury, zaczynam rozumieć Alicję Lenczewską. Troszkę 🙂
A to chyba szczególnie cenny dar i doświadczenie – rozumieć na przekór trudowi, mimo oporu, nie na zasadzie „radosnego zachłyśnięcia się”.
Najbardziej zadziwia mnie to, że wciąż czytam, wciąż tam zaglądam. Przecież mogłam zajrzeć i odłożyć na półkę, a jednak…
Alicja też jest blisko mnie, z powodu zupełnie innych odcieni;)
Ooooo a ja o Gabrieli nigdy nie słyszałam… A te słowa o różach takie piękne są…
Tak Riv. I to mówi chyba o krzaczku róży, który podarował jej ojciec, gdy była małą dziewczynką.
Gabriela to inna odmiana ” malej drogi” tak mi bliskiej.
Gdy szła kiedyś boso do kościoła ( czas wojny) zapytała Jezusa: dasz mi za to jednego grzesznika? A On : Dlaczego nie prosisz mnie o tysiąc grzeszników?
Tak cudownie za sobą rozmawiają, tak normalnie, bez pompy, zadęcia. O słowikach, Loarze, zachodach słońca, przyjmowaniu gości…
I to wszystko spisała.
Niesamowite <3
Uwielbiam te odmiany "małej drogi"…
„…bo miłości do Niego jest miliony odcieni. Jej odcień miłowania leży tak blisko mojego, że rozumiem w lot nie tylko, to co mówi, ale też to o czym nie mówi. Bo przecież niektórych rzeczy nie da się wypowiedzieć w naszej mowie. Ani w języku polskim, ani francuskim. Tylko brzemienna cisza wyraża najgłębsze…” pokrewna dusza jakby to powiedziała Ania Shirley 🙂 pięknie znaleźć taką w tych milionach…
Ania Shirley:) Wychowałam się na niej. I nie żałuję.
„Należy do tych, którzy znają Józefa”… Określenie Ani, dopiero po latach uświadomiłam sobie jego związek z Biblią. Dobrze jest poznawać tych, którzy znają Józefa!
tak, dokładnie, a to cytat z „Wymarzonego Domu Ani” 🙂
Ja też nie żałuję :).
Pozdrawiam.