Powrót

 

Nie piszę.

Bo opowiedzieć to, co się wydarzyło w ostatnim roku i co osiągnęło kulminację niedawno jest tak bardzo trudno.

Trzeba by napisać kolejne „Dzieje duszy”. Tym razem nie Małej Tereski, a Małej Rut.

Dzieje mojej przemiany, otwarcia oczu i serca, przylgnięcia do Maryi, uleczenia ran.

Trudno także dlatego, że to wszystko jest tak osobiste, intymne i cenniejsze niż cokolwiek, co się do tej pory przeżyło.

Jeszcze trudniejsze, bo z nagle zrodzoną świadomością miałkości własnych słów, które z trudnością wyrażają piękno zachodu słońca nad dachami za oknem. Jakże można przy ich pomocy wyrazić zachwyt Bogiem i Jego Miłością?

Nie wiem co tu napisać.

Oprócz tego, że dzieje się dużo i wokół mnie i w samym moim środku.

 

Oprócz tego, że – czuję to coraz bardziej – świat, który znamy, powoli się kończy.

Doszliśmy wszyscy na jakiś skraj urwiska i dalej się już w tym kierunku iść nie da. Można się do tego przyznać, można udawać, że się tego nie widzi, można zawrócić, można zostać nad przepaścią, ale faktów nie zmienimy. Dochodzimy do granicy swego obłędu.

Usiłowaliśmy panować, a niszczyliśmy, usiłowaliśmy zdobyć wolność, a zapętliliśmy się jak nigdy dotąd, usiłowaliśmy wprowadzać pokój, a rozpalaliśmy wojny, usiłowaliśmy ratować i bronić, a zabijaliśmy. Mordujemy najsłabszych w imię praw człowieka, sławimy zbrodniarzy, prawym grozimy sądem, spłodziliśmy prawdy bez mędrców, a mędrcami nazwaliśmy głupców, celebrytów pytamy jak żyć i bawimy się choć wewnątrz umarliśmy, bronimy „prześladowanych” dewiantów i niszczymy rodziny, odcinamy własne korzenie i udajemy, że tak da się żyć, w imię miłosierdzia zabijamy, by zniszczyć cierpienie i specjalizujemy się w zadawaniu cierpień jeszcze większych, wyrzucamy jedzenie patrząc w twarz umierającym z głodu, odmieniamy przez wszystkie przypadki „ja” „moje” i dziwimy się swojej samotności, zbieramy rzeczy i gubimy ludzi, otoczeni luksusem popełniamy samobójstwa, bo zabrakło najważniejszego.

Patrzenie na to uśmierca źrenice. Słuchanie o tym rozdziera uszy.

Nie tylko moje. Boga też. Jego przede wszystkim. I Matki.

Jesteśmy jak dzieci, które wymyśliły sobie, że podobnie łatwo jak babki z piasku zbudujemy sobie domy. Sami, własną mądrością i siłą. Bez Boga. A nawet wbrew Niemu.

A stropy z piasku pękają nam nad głowami złowieszczo. Wieża Babel znowu stanie się ruiną. Bo bez Niego wszystko na powrót staje się pierwotnym chaosem.

Świat, który sobie zbudowaliśmy SAMI powoli się kończy.

Piszę to z obawą, ale i nadzieją, bo wiem, że choć chcieliśmy jak dzieci „wszystko sami”, Bóg nigdy nas nie zostawił i sami nie jesteśmy. Wszystko jednak musi runąć i runie żeby dzieci zobaczyły, że domy z piasku to ułuda.

Świat trzeszczy na szwach, a my w większości wciąż pijemy wino i tańczymy. Gra muzyka, sypie się konfetti, trwają spory o kształt widelczyka do ciasta, ktoś się rozpłakał, bo poszło mu oczko w rajstopach.

 

A ja w tle tego całego zgiełku słyszę pękanie stropów i … Jego kroki w ogrodzie.

Wraca.

Nie trzeba być prorokiem, by to słyszeć i dostrzegać.

 

 

 

O ruttka

Szczęśliwa żona od 25 lat, mama czwórki dzieci, w tym trójki dorosłych. Poszukiwaczka skarbów w codzienności, zakochana w Bogu i oddana Maryi. Zapatrzona w biblijną Rut - wierną aż do bólu i umiejącą zbierać z pól te kłosy, które przeoczyli inni. Kochająca poezję, książki, muzykę, rośliny, malowanie i piękno w każdej postaci.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Wszystko. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *