Takie dni pełne dzieci w domu nie zdarzają się teraz często, więc gdy nadejdzie choć jeden, otulam się nimi i wsłuchuję w tętniącą rzekę głosów.
Jest późne, ciemne już popołudnie i oto młodsze dziewczynki za ścianą spierają się który film wybrać na wieczorny seans, a potem – zatopione w morzu kocyków i poduszek na naszej wielkiej, wiecznie rozłożonej jak tratwa kanapie – oglądają jakąś bajkę. Oczywiście obstawiły się talerzami pełnymi drożdżówek z makiem, które ostatnio namiętnie pieczemy co parę dni ( promocja w sklepie na puszki z masą makową, która została z Bożego Narodzenia:) Doszliśmy już do równie wielkiej wprawy w zjadaniu dwóch wielkich blach bułeczek, jak w ich szybkim ( pół godzinki) produkowaniu.
Tak więc salon szmera sobie odgłosami postaci z bajki, komentarzami i śmiechem Lali i Nusi. A nad tym wszystkim cyka zegar.
Ale oto z góry, po kaskadach schodów płynie inny strumyczek śmiechu. Starsze dziewczynki, Ala i Julcia szyją ze starych ścinków woreczki dla podoopiecznych Julii. Woreczki są „z grochem i kapustą” czyli praktycznie nadziane wszystkim, co miały: ryżem, szyszkami, papierem, folią, grochem, folią bąbelkową… Rozsiadly się na dywanie w niebieskim pokoju Ali i tną materiał, śmiejąc się przy tym i rozmawiając. Potem Alusia zasiada za maszyną i wtedy do śmiechu i rozmów dołącza dźwięk podobny do dudnienia pociągu po szynach…
Zaglądam tam na chwilę, pytam czy maszyna nie plącze, śmieję się z nimi chwilkę i…
– To ja idę spać – mówię, a one robią mi pa pa.
Ale nie śpię.
Leżę pod wełnianym kocem, który kilka lat temu przywiozłam jako pamiątkę z Zakopanego i słucham odgłosów płynących zza ściany, znad sufitu i zza drzwi.
Zaraz powinni wrócić chłopcy.
Wiem, że piec, który dziś z takim trudem rozpaliłam, już nie zgaśnie. Podłożyłam naprawdę gruby kawalek drewna i sypnęłam na wierzch węgla. Nade mną świeci przy łóżku moja lampka, ubrana w skrawki koronki.
I jest mi ciepło.
Nie wiem czy bardziej od koca, od pieca, lampki czy od tej cudownej myśli, rozlewającej się najpierw po wszystkich zakamarkach głowy, a potem po całym ciele. Myśl jest jak ciepła stużka i brzmi tak zaskakująco prosto:
„Jak dobrze mieć to moje życie. Właśnie takie, żadne inne„.
Żadne inne.